Szef kuchni odpowiada za organizację pracy całego zespołu kuchni: motywuje i zarządza podległym zespołem, planuje grafik pracy, dba o przestrzeganie zasad BHP. Posted Opublikowano ponad 30 dni temu · więcej
Obóz Okrągłego Stołu – mam na myśli nie tylko polityków, lecz także szeroko pojęty establishment, który tam poczęto – przyjął strategię własnego kąta w piaskownicy. Nie pozwalacie nam rządzić całością? To sobie wytyczymy swój kawałek tam, gdzie niekwestionowaną elitą jesteśmy tylko my. Choćby miał to być spłachetek, kurcząca się kra, mowy nie ma o żadnym mieszaniu się z „tą druga Polską, z którą nie chcę mieć nic wspólnego”, jak to ujął oscarowy reżyser. Wyodrębnić swoich, niepisowskich artystów, niepisowskich prawników, stworzyć własny rząd cieni, Trybunał na emigracji wewnętrznej, niepisowską literaturę, niepisowskich celebrytów. Ostatnio nawet padło na forach KOD hasło – wzniesione przez panią Nurowską – nauczania na tajnych kompletach niepisowskiej historii według starej, jedynie słusznej podstawy programowej. Ten „trynd” kodomickiego apartheidu dotyczy także kuchni. Tygodnik „Polityka” poświęcił aż trzy kolumny, by wykazać niepoprawność faktu wydawania przez „prawicowych” dziennikarzy (konkretnie: Piotra Semkę i Cezarego Gmyza) książek o gotowaniu. Rzecz w tym, jeśli dobrze zrozumiałem intencje tygodnika, że piszą oni o kuchni różnorodnej i na dodatek smacznej. A wiadomo – przynajmniej w kręgu „Polityki” – że PiS-owcy powinni żreć jednostajnie, tłusto, sosisto i niezdrowo. Najlepiej na okrągło pyzy ze słoniną. Wykwintne smaki zarezerwowane są dla prawdziwych Europejczyków, czyli – jak to zdefiniował Marcin Król – tych, którzy piją toskańskie wino pod bretońskie ostrygi. Jako autorytet pouczający prawicę, że „nie można być dobrym kucharzem i narodowcem”, a zarazem podśmiewającym się z Semki i Gmyza, iż gotują „niepatriotycznie”, dał się zatrudnić sam Robert Makłowicz. W kilku zdaniach trudno oddać szczególną, acz zapewne niezamierzoną urodę tego elaboratu, w genialnym skrócie oddającą psychiatryczny problem wysadzonej z siodła elity, jak ją sami nazwali, „fajnej Polski”. Zabrali im władzę, zabrali wpływ na masy, zabrali reklamy i prenumeraty, a teraz jeszcze zabierają wyłączność na dobre jedzenie. Szczęście, że został przynajmniej Robert Makłowicz i może, tak jak Sienkiewiczowski Zagłoba, oburzyć się, że „chamy” jedzą lepiej niż odcięte od państwowej dotacji i skwaszone elity. Cały felieton dostępny jest w 49/2016 wydaniutygodnika Do Rzeczy. © ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy. Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
13.45 Sobota w kuchni (odc. 70) magazyn kulinarny 14.10 Sobota w kuchni (odc. 35) magazyn kulinarny 14.35 Na ślubnym kobiercu (odc. 11) program rozrywkowy 15.00 Dziewczyny z "Glamoura" (odc. 6) magazyn 15.30 Randka na czas (odc. 21) program rozrywkowy 16.00 Zwierzaki Hollywood (odc. 2) serial dokumentalny 16.30 Życie pani Pond (odc.
Już sama nazwa intryguje, bo skoro Pałac, no to jak to Mała Wieś. I choć nazwa intryguje, to wszystko się zgadza. Okazało się, że całkiem blisko Warszawy jest miejsce czarujące – miejsce, z kuchnią tak obłędną, że zwariować można. I lepiej wybierzcie się tam pilnie, najlepiej w pierwsze wolne popołudnie – jeśli nie na noc, to choć na jedzenie (barszcz z jabłek grójeckich obowiązkowo!). Miałam przyjemność uczestniczyć w wyjątkowej, pałacowej kolacji, podczas której kilka razy padło stwierdzenie, że trzeba z Warszawy wyjechać, by tak dobrze zjeść. Oczywiście jest to na wyrost, ponieważ i w Warszawie miejsc pysznych mnóstwo, jednak jeno przyznać trzeba – Pałac Mała Wieś to nie tylko piękne miejsce. Pałac Mała Wieś to doskonała kuchnia, na której czele stoi Chef Zbigniew Paluch, a gości dopieszcza niezastąpiony Rafał Borowski. I jeszcze jedno na słowo wstępne – jadłam tam taki barszcz z jabłek grójeckich, który śni mi się po nocach. I to choćby dla tej zupy warto tam jechać. Była najlepsza na świecie! Poniżej więcej informacji dotyczących Pałacu Mała Wieś. *fotografie – Michał Falkiewicz (fotomajk) *informacje i zdjęcia obiektu – ( „Pałac Mała Wieś, dawna rezydencja książęca – łączy w sobie piękno XVIII – wiecznej architektury i najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne dopasowane do potrzeb biznesu. Pałac wrócił do dawnej świetności po kunsztownej rewitalizacji. Niegdyś zamieszkiwały go takie osobistości jak Książę Zdzisław Lubomirski, Bazyli Walicki, Klementyna Kozietulska czy Nina Andrycz”. „Gastronomicznym sercem Małej Wsi jest restauracja Stara Wozownia, której dwa poziomy tętnią życiem i kuszą zapachami. Kuchnię Pałacu Mała Wieś prowadzą wybitni Szefowie – Robert Ziemkiewicz, Szef Kuchni Pałacu Mała Wieś i Zbigniew Paluch, Szef Restauracji Stara Wozownia”. Podczas kolacji jedliśmy: Amuse bouche : domowe pieczywo / smakowe masło / galaretka z warchlaka / pesto z polskich suszonych pomidorów 1. Marynowane buraki / twaróg z koziego sera / mus z jabłek Grójeckich i buraków / marynowana gruszka Grójecka / pralina orzechowa 2. Pate z Foie Gras / Brandy / Konfitura z grójeckiej śliwki Węgierki 3. Tatar z Pol. Wołowej/ dojrzewający ser / emulsja z jajka 4. Wytrawny Barszcz z grójeckich jabłek / prażona cebula / palone masło 5. Intermezzo : Domowy Sorbet z grójeckiej gruszki / mus z avocado i jabłka / dojrzewająca Pancetta 6. Łosoś Eko – risotto – seler – kalafior – por – sos beurre blanc musztardow Łosoś eko / Asiette z kalafiora / puree z selera / risotto kalafiorowe / sos Musztardowy Beurre Blanc 7 . Gęsie udko Confit / pieczona dynia / pok choi / pomarańcza / sos imbirowy 8. Gatto z belgijskiej czekolady/ krem pomarańczowy / karmelizowane orzechy / honey comb Dania były wyśmienite, równe, z ogromną klasą i kunsztem każde jedno. Apetyt rozbudziły bułeczki i galaretka z warchlaka, a kubki smakowe zamknął czekoladowy deser. Dania podkreślały obecny sezon i region – wątek jabłek obecny był prawie cały czas. I bardzo dobrze, bowiem jabłka grójeckie to nasze dobro narodowe :) O każdym daniu mogłabym mówić i rozbudzać Wasze kubki smakowe długo. Było wspaniale, a jedno z dań pozostanie w mojej pamięci na długo. To barszcz z jabłek grójeckich. To zupa bardzo lokalna i podobno stara. I jak każde takie danie, powstała z biedy. Szef Kuchni odzwierciedlił ją lecz nie wiem czy w sposób identyczny. Wiem natomiast, że zrobił to interesująco i pysznie. To smak, za którym tęsknię. Do jedzenia Rafał Borowski serwował doskonale dobrane wina. W tej materii byłam spokojna, bowiem Rafał znany jest tego, że winnie potrafi ugościć najbardziej wybrednych. Co ważne i warte wspomnienia, Restauracji Stara Wozownia otrzymała wyróżnienie Poland 100 Best restaurants jako debiut roku. W restauracji możecie zamówić menu degustacyjne: 4 dania – 99 zł 6 dań – 139 zł *Menu degustacyjne tylko przy wcześniejszej rezerwacji/informacji (Rezerwacje, noclegi, recepcja 782 40 40 40). Menu sezonowe Smaki Jesieni w Małej Wsi Biały barszcz z Grójeckich jabłek / 14 Jabłka Grójeckie / wywar warzywny / miód lipowy / zakwas jabłkowy/ majeranek Żołądki gęsie Confit / 23 żołądki gęsie Confit/chrupiąca Brioche maślana / / konfitura z czerwonej cebuli/śliwka węgierka Dorsz / 52 polędwica z dorsza / Pak Choi / Fenkuł / Mule / / Sos Rouille / Gęsie udko Confit / 59 Gęsie udko confitowane/puree z pieczonej dyni / / batatów / Pak Choi /pomarańcza / / sos imbirowy / Stek z Jelenia / 81 Stek z jelenia/puree z topinamburu/karmelizowana skorzonera/pieczone buraki/sos Porto W najbliższym czasie w Pałacu odbędą się Andrzejki, a pod koniec roku Sylwester. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z super ofertą: Andrzejki – Sylwester – Pałac Mała Wieś Mała Wieś 40 05-622 Belsk DużyRecepcja tel. +48 782 40 40 40 e-mail: recepcja@ marketingu e-mail: biuro@ Pałacu Każda sobota, niedziela i święto o 15. Możliwość organizacji zwiedzania grupowego w innym terminie przy grupach powyżej 8 GPS: N 51°49’28,627” E 20°47’24,986″ pełną drogę zawodowej kariery do szefa kuchni i mój punkt widzenia dotyczący praktykantów i nauczycieli zmieniał się wraz ze zmianami stanowiska. Od t r r y roku jestem szefem kuchni i zajmuję się praktykantami. Zawsze wychodziłem z założenia, że najlepszym ze sposobów pozyskania pracownika będzie Menu degustacyjne to specyficzna forma sztuki kulinarnej. Restauracja, która ma je w ofercie, pokazuje w ten sposób swoje portfolio: oto nasze możliwości, nasze przyzwyczajenia i ekstrawagancje – esencja naszej zaczyna się od tego, że gość zasiada za stołem, zrzeka się licznych wyborów, jakich mógłby dokonać tego wieczoru, i pozwala się poprowadzić szlakiem wytyczonym przez szefa kuchni. Jednym daniem ze „zwykłej karty” można gościa oczarować, zachwycić, a w sprzyjających okolicznościach – nawet nakarmić. Ale gdy dań jest pięć czy osiem, czasem nawet dwanaście – jak właśnie w menu degustacyjnym – to w naturalny sposób okazuje się, że któreś oczaruje bardziej, a któreś zachwyci mniej. Wszystkie nakarmią, ale pokażą, że do uczucia sytości prowadzi wiele różnych dróg i wiele różnych smaków. Tym bardziej jest o czym rozmawiać przy stole w trakcie jedzenia – i o czym pisać. Gość-degustator musi przy tym zachować pewną dozę gastronomicznego profesjonalizmu: wskazana jest powściągliwość i umiarkowanie, tak by dotrwać do samego końca. Tydzień temu próbowaliśmy menu degustacyjnego w restauracji Warszawa Wschodnia, którą założyli Mateusz Gessler (szef kuchni, syn Adama, również restauratora) i Robert Kondziela (wcześniej szef kuchni w restauracji „U kucharzy”). Warszawa Wschodnia znajduje się rzeczywiście całkiem blisko Dworca Wschodniego. Nawet wita gości stosownym neonem z nazwą stacji. Tuż obok – gdyby uwierzyć innym świecącym napisom z muzeum neonów w Soho Factory – znajduje się też „dworzec kolejowy Chodzież”, „Jubiler” oraz „kino Praha”. Poprzemysłowo-loftowe wnętrze Warszawy Wschodniej jest podzielone na dwie części: po jednej stronie tradycyjna przestrzeń restauracyjna, która od czasu do czasu gości również rozmaite firmowe „eventy”, a po drugiej stronie – otwarta kuchnia czynna 24 godziny na dobę, opleciona wysokim stołem, przy którym siadają goście i jedzą dania przygotowywane na ich oczach. Tam właśnie usiedliśmy. Miejsce przy otwartej kuchni tłumi trochę koncentrację na smaku – wzrok i węch są wodzone na pokuszenie przez to wszystko, co dzieje się po drugiej stronie stołu. Raz po raz z patelni bucha płomień i przyjemny zapach ciepłej strawy dociera po chwili do gości siedzących wokoło. Uważni obserwatorzy mogą też zauważyć jak raz po raz buchają emocje kucharzom i kelnerom, choć pewnie i tak brak ścian zobowiązuje ich do większej powściągliwości, niż to by było w innym wypadku. Gdy już ustaliliśmy, że chcemy degustować, oczywiste wydawało nam się pytanie: co dzisiaj zjemy? Ale usłyszeliśmy, że „to niespodzianka”. I w sumie nie wiadomo, czy to znaczy, że ktoś tu naprawdę chce nas mile zaskoczyć i mówi do nas „zaufajcie nam, za chwilę wszystko zrozumiecie i nie potrzeba będzie niczego wyjaśniać”, czy to raczej synonim pobłażliwego „Państwo będą zadowoleni”. Nie naciskamy – jak nam powiedzą, jakie dania po kolei trafiają na nasz stół (a właściwie fragment stołu), to sobie skrupulatnie zapiszemy w małym kajeciku. Pijemy wodę niegazowaną (bardzo urodziwe butelki z pałąkowym zapięciem) i białe wino (wybieramy trochę na ślepo; najważniejsze że jako aperitif nie zawodzi). Na początek – znak że jesteśmy w sercu Polski – śledzik w oleju lnianym z drobno posiekaną białą cebulką i solidnym kleksem sosu śmietanowego. Do tego świeże pieczywo, w tym chleb razowy z czarnuszką. Bardzo zacna przystawka. Śledzik jędrny i słony jak należy. Wstyd się przyznać, ale aż chciałoby się zapomnieć o tym winie i wziąć po prostu solidną pięćdziesiątkę czystej, dobrze schłodzonej wódki. Druga zimna przystawka też całkiem klasycznie: pasztet z sarniny, borówki i chrzan. Brzmi nawet obiecująco, ale obietnicy raczej nie spełnia. Chrzan i borówki skutecznie przykrywają wszystkie subtelności dziczyzny. Teraz na ciepło. Na talerzu przed nami bliny gryczane z łososiem. Rzecz wygląda niesłychanie apetycznie. Łosoś wędzony na zimno, bez zarzutu; śmietana gęsta i kwaśna jak należy. Tylko bliny w tym trio trochę szwankują. Mogłyby być bardziej gryczane (mąka gryczana jest chyba „złagodzona” dodatkiem mąki pszennej), a przede wszystkim – bardziej puszyste. Ciasto na bliny – jak każde ciasto drożdżowe – musi podrosnąć, a na to trzeba trochę poczekać. Gdy ciasto jest przygotowane wcześniej – a to w otwartej kuchni widać – to czeka na wykorzystanie w chłodnej lodówce. Schłodzone, ospałe drożdże nie zdążą odpowiednio podnieść blinowego ciasta, zanim zostanie wylane na patelnię. Z ryby przerzucamy się na mięso. Ozorki cielęce w sosie chrzanowym wypadają znakomicie. Są doskonale ugotowane, miękkie i soczyste. I mają w swoim smaku tę esencję mięsności, której na próżno można szukać w piersi hodowlanego kurczaka. Zaliczamy co prawda powtórkę z chrzanowego dodatku, ale w tym miejscu sprawdza się on lepiej niż przy pasztecie. Po ozorkach przy nakryciu pojawia się łyżka, co zdradza zwrot akcji w degustacyjnym spektaklu: nadchodzi zupa. Gulaszowa – zupa eklektyczna, warzywno-mięsny ajntopf. Warszawa Wschodnia proponuje wersję raczej lżejszą i niespecjalnie zawiesistą (za to – plus), w której pierwsze skrzypce gra papryka. Kawałki mięsa trafiły nam się nieco suche – oczywiście, zawsze lepiej takie spotkać w zupie gulaszowej niż w jakimś głównym daniu. Kolejny etap mięsny – chorizo fresco (własnej roboty) podsmażane z duszoną cebulką, podlewaną czerwonym winem. Do tego tradycyjne purée ziemniaczane. Kiełbaski dość grubo zmielone, znakomicie przyprawione, papryka dodana z umiarem, w smażeniu zachowały soczystość. Podduszona w winie cebulka pomogła im zabłysnąć na talerzu. Coraz więcej za nami. Przegląd dań mięsnych kończymy na piątej ćwiartce, czyli podrobach. Warszawa Wschodnia ma w swojej karcie kilka ich rodzajów. Na stole pojawia się cielęca wątróbka smażona i duszona z cebulą, jabłkami i winem. To już brzmi tradycyjnie, a gdy wspomnimy, że dodatkami są znane już purée ziemniaczane i buraczki z cebulką na zimno, zabrzmi wręcz stołówkowo. Wątróbka jest pokrojona na cienkie „sznycelki”, co sprawia, że łatwo ją przesmażyć. I to się chyba zdarzyło, bo w naszych kawałkach najlepsze – miękkie i soczyste – okazały się środkowe części owych „sznycelków”. Deser. Finał całej degustacji ma słodkie zwieńczenie – a właściwie masywny, frontalny atak słodyczy. Do menu degustacyjnego trafiła beza przełożona puszystym kremem z mascarpone (jest w nim chyba dodatek pomarańczowego likieru cointreau albo grand marnier), z dodatkiem truskawek i musu truskawkowego. Truskawki już nie te, co latem, ale krem jest po prostu urzekający. Niestety, miękną od niego bezy, co oczywiście nie ujmuje im nic w smaku, ale pozbawia przyjemności i odbiera w ten sposób gościom ten cudowny moment, w którym beza rozpada się w ustach na milion drobnych kawałków, łaskocząc podniebienie. Jeszcze tylko małe espresso – po deserze to niemal obowiązek. I zbliża się pora odjazdu z Warszawy Wschodniej. Z inspiracji polską tradycją kulinarną powstało menu klasyczne, ale nie ortodoksyjne. Zupełnie proste i bezpretensjonalne. Śledź, ozorki i chorizo to naszym zdaniem najjaśniejsze jego punkty. No i deser – mamy do niego słabość, nawet gdy nie chrupie jak należy. Tu i ówdzie degustacyjny spektakl niedomaga, może z pośpiechu, może ze względu na dużą popularność, ale i tak warto go było zasmakować. A pośpiech w Warszawie Wschodniej jest przynajmniej jawny – w otwartej kuchni trudno coś ukryć. Może to też część degustacji? Restauracja: Warszawa Wschodnia, ul. Mińska 25 (Soho Factory), menu degustacyjne 8 dań: 120 zł Skoro tu jesteś... ...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności. Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców! tutaj możesz dołączyć do grona naszych comiesięcznych Darczyńców tutaj możesz wesprzeć nas na Wyświetl profil użytkownika Norbert Szewczyk na LinkedIn, największej sieci zawodowej na świecie. Norbert Szewczyk ma 1 stanowisko w swoim profilu. Zobacz pełny profil użytkownika Norbert Szewczyk i odkryj jego/jej kontakty oraz stanowiska w podobnych firmach.
Kulinarne skojarzenia to przekleństwo polskiej polityki. Z głodu zmarła kawiorowa lewica, zaś symbolem ostatniego wyborczego klopsa PO były ośmiorniczki. A co wyjdzie z kursu gotowania, który wyborcom PiS serwują prawicowi dziennikarze? Pytanie na Facebooku: „Jak powinien jeść prawilny Polak?”. I odpowiedź: polska paella z kaczką i owocami morza. Z odesłaniem na stronę PrawicowyInternet, gdzie samo zdjęcie niecodziennej potrawy sprawia, że soki żołądkowe internauty wzbierają gotowe do trawienia. „Miłośnicy prawdziwej paelli powinni przestać czytać ten przepis, by nie oburzyć się, że została ona przyrządzona tak amatorsko, jak amatorsko Platforma rządziła w Polsce” – zastrzega pomysłodawca dania. Na co komu polska paella, skoro można zrobić hiszpańską, oryginalną? Nie wiadomo. Ale prawicowy master chef chyba nie żartuje. Sama powaga i dobre chęci pana od sarmackiej paelli nie są odpowiedzią na pytanie, czy w Polsce istnieje coś takiego jak prawicowa dieta oraz czy w ogóle jadłospis może mieć polityczny odcień. Dlatego właściwszym tropem może być ostatnia kulinarna aktywność znanych dziennikarzy niepokornego nurtu, którzy w przerwach między publicystyczną robotą zabrali się za pisanie książek kucharskich. W przypadku Cezarego Gmyza, nowego korespondenta TVP w Niemczech, mamy do czynienia z książkowym podsumowaniem kulinarnego cyklu „Kuchnia polska” z politykami, którego był gospodarzem w TV Republika. Na stronach „Co nam Gmyz zgotował?” odnajdziemy wzmiankowane wywiady zza patelni i garnków z Antonim Macierewiczem, Andrzejem Dudą czy Jarosławem Gowinem oraz potrawy, jakie z ich pomocą w programie powstały. Ryż na skośne oczy. „Zobaczyć Macierewicza (o którym Gmyz pisze, że to jego ulubiony minister – red.) w fartuszku w malownicze łosie, przygotowującego słynny befsztyk… Bezcenne!” – podkreśla Gmyz w swojej książce. Jego kuchnia polska nazwę zawdzięcza raczej krajowym gościom niż nadwiślańskiemu menu. Macierewicz towarzyszy autorowi przy przygotowaniu polędwicy chateaubriand, Paweł Kowal smaży z nim sznycle po wiedeńsku, Marek Jurek – robi tortillę, Ryszard Czarnecki zaś – na wskroś wschodnie bliny z kawiorem. Swoje miejsce w książce kucharskiej Gmyza mają też jego koledzy po piórze z prawicowych łamów i z punktu widzenia zyskującego dziś na popularności w naszym kraju patriotyzmu konsumenckiego ich kulinarne stylizacje można uznać za bardziej poprawne. Tomasz Terlikowski poleca śledzie w śmietanie, Rafał Ziemkiewicz – chłopskiego gryczoka (zapiekanka z kaszy gryczanej i twarogu), natomiast Paweł Lisicki – zupę z soczewicy. Piotr Semka, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, zabiera z kolei czytelników w samotną podróż po krainie smaków. Choć jego książka ma równie mało oryginalny tytuł („Semka się gotuje”), jej zawartość to nie tylko interesujące przepisy, ale i dziesiątki wdzięcznych kulinarnych gawęd, anegdot czy smacznych cytatów na temat najróżniejszych delikatesów, które zanim wylądują na talerzu – jak zaznacza dziennikarz – wymagają czasem inwencji czarodzieja. Semka bynajmniej nie pitrasi patriotycznie – jego dzieło mogłoby wylądować w księgarni na półce z napisem „kuchnie świata”. Są tam bowiem receptury argentyńskie, brazylijskie, włoskie, tajskie, niemieckie, a nawet cajuńskie (Cajunowie to mieszkający w Luizjanie potomkowie francuskich osadników). W tej przejażdżce po odległych kulturach tylko gdzieniegdzie publicysta wkomponowuje polskie akcenty, często zupełnie zaskakujące. Na przykład opisując nowoorleańską odmianę flagowej potrawy Cajunów gumbo (jednogarnkowe danie z ryżu, warzyw, krewetek z dodatkiem kiełbasy), przytacza słowa magazynu „Cook’s Illustrated”, który ubolewając nad trudną dostępnością autentycznej kiełbasy andouillette, radzi, by zastępować ją polską kielbasą. „A więc choć pod tym jednym względem pobiliśmy kulinarnie Jankesów” – konstatuje Semka. Jego gastrokosmopolityzm nie przeszedł bez echa w recenzjach, które chętnie drukowały media, oczywiście na prawicy. Kolega z redakcji Krzysztof Masłoń docenia kulinarną erudycję Semki oraz jego umiłowanie kucharskich tradycji, ale krzywi się na widok zachwytów nad niektórymi z nich. „Generalnie na wschodzie nie ma specjalnie czego szukać. (…) Semka jest bardziej otwarty, ale on lubi barszcze, których ja do ust nie biorę” – czytamy. Kuchnia azjatycka? „Była kiedyś taka piosenka: jedzcie ryż, a będziecie mieli bardziej skośne oczy. Ja mam oczy wystarczająco skośne i kuchnia europejska całkowicie mi wystarczy”. Dodajmy, że nie chodzi o każdą kuchnię europejską: „Uwagę autora, że lepiej wyskoczyć do Berlina, by delektować się szparagami, przyjąłem z tzw. mieszanymi uczuciami”. Przywodzi to na myśl refleksje innego prawicowego autorytetu Wojciecha Cejrowskiego, który w jednym ze swoich programów obśmiewał jadłospisy Niemców i Francuzów. „Kuchnia niemiecka jest tłusta, ciężka i zupełnie bez fantazji. Nadaje się na wojnę, do czołgu, a nie dla człowieka, który nie ma ochoty tylko trawić cały dzień”. A francuska? Według Cejrowskiego we francuskiej restauracji jest drogo, a w dodatku – uwaga – trudno zrozumieć nazwy potraw. Robert Makłowicz, znany podróżnik i kucharz, podkreśla, że nie da się być dobrym kucharzem i narodowcem. – Kartkując książkę Piotra Semki, zastanawiałem się, w którym wcieleniu jest prawdziwszy? – opowiada Makłowicz. – Kuchnia kłóci się z ideologią, zawsze jest dorobkiem kulturowym wielu narodów, religii. Nie ma w Polsce dań, które można by poświęcić narodowym stemplem czystości. Polityczny wymiar jedzenia. Czy sztuka kulinarna jest całkowicie wolna od polityki? To pytanie postawił recenzent książki „Semka się gotuje”, po czym sam na nie odpowiedział: „W zasadzie tak”. Problem w tym, że politycy mają inne zdanie na ten temat. W styczniu tego roku Witold Waszczykowski, szef polskiej dyplomacji, w wywiadzie dla dziennika „Bild” zapowiedział, że Polska sprzeciwi się dyktaturze rowerzystów i wegetarian. Jedno i drugie jest, zdaniem Waszczykowskiego, owocem polityki lewicowej. To w sumie żadne odkrycie. Zrównanie „lewactwa” ze wstrzymywaniem się od dań mięsnych jest częstym elementem retoryki prawicowych blogerów i publicystów. „Wegetarianizm lewacki nie tylko wyraża wątpliwości w to, że możemy nie stanowić korony stworzenia, co obniża nasze morale, ale w coraz większym stopniu zatruwa umysły młodych ludzi” – czytamy w wywodzie Krzysztofa Sarmackiego na portalu Skoro więc wegetarianie mają żołądki po lewej stronie, trzeźwo myślący prawicowcy muszą jeść mięso. Prawicowa jest miłość do flaków, golonek, befsztyków, rumsztyków i płucek na kwaśno. Jej wyznawcy przed rokiem namalowali swastykę i gwiazdę Dawida na witrynie wegańskiego baru Vegan Burgers w trójmiejskim Wrzeszczu. Twierdzili, że kuchnia bezmięsna jest lewacka i w związku z tym należy ją zwalczać. Jeśli natomiast, zgodnie z powielanym często przesądem, młoda, hipsteryzująca lewica gustuje we frykasach prosto z food trucków, co zostaje tradycyjnie usposobionej prawicy? Może myślenie, które w książce „Dusza światowa” próbowała uchwycić Dorota Masłowska, przepytywana przez Agnieszkę Drotkiewicz: „Ten wysyp sklepów z ekożywnością wydaje się fantasmagorią – kupujesz ideę zdrowia i marzenia o lepszym, uczciwszym życiu nad brzegiem rzeki, ale to jest tylko mrzonka, bo biologicznie i tak jesteśmy przegrani”. Innymi słowy w skażonym biologicznie świecie nie ma znaczenia, czy zjemy jabłko z supermarketu czy organiczne. A przecież nie wiemy, ile razy kupujemy samą ideę organicznego jabłka, o czym wspomina pisarka. Polityczny wymiar jedzenia nie dotyczy tylko Polski. 11 lat temu media w całej Europie powtarzały słowa czeskiego prezydenta Vaclava Klausa, który lewicowca rozpoznawał po… piciu butelkowanej wody oraz jeździe na snowboardzie. Prawicowcy z kolei wybierali narty i czekoladowy krem zamiast na przykład smoothie z jarmużu. Klaus za lewackie uznał też wszelkie sałatki, no może poza sałatką ziemniaczaną, którą czeska tradycja serwuje podczas kolacji świątecznej. O tym, że kubki smakowe mogą być narzędziem ideologicznej walki, przekonali się także Amerykanie. Gdy trzy lata temu w Kongresie toczyła się dyskusja na temat raportu organizacji Food Policy Action dotyczącego znakowania żywności modyfikowanej genetycznie, politycy republikańscy powtarzali, że to tylko „wąski punkt widzenia niezbyt licznej grupy najbardziej ideologicznie nastawionych aktywistów i amatorów organicznych przekąsek”. Z drugiej strony w ubiegłym roku amerykański portal Everyday Feminism rozpoczął kampanię przeciwko modzie na tzw. etniczne jedzenie, sugerując, że jest ona „rasistowska” i „zawłaszczająca elementy zdominowanej wcześniej kultury”. „Gdy mówimy o etnicznej żywności, nie odnosimy się do kuchni francuskiej, włoskiej czy szwedzkich klopsików z Ikei. Zwykle mamy na myśli jedzenie tajskie, wietnamskie, hinduskie, etiopskie czy meksykańskie, czyli z krain zamieszkiwanych przez kolorowych. Sam termin »etniczna żywność« został zarezerwowany dla narodowości egzotycznych z punktu widzenia białego człowieka” – głosił jeden z manifestów lewicującego serwisu. „Jedzenie stało się jedynym identyfikatorem dla miejsc egzotycznych dla Amerykanów: Meksykanie zostali zredukowani do tacos i burritos, a Hindusi – do curry. Ameryka skolonizowała bliskowschodnie menu, jak hummus czy falafel, ale ludzie, jedząc te potrawy, nawet nie myślą o postępującej islamofobii w USA” – czytamy dalej. Konserwatywny kanadyjski portal The Rebel odpowiadał: „To wygląda jak ucieleśnienie marzeń o multikulturalizmie. Czy lewica nagle ma z tym problem?”. Pijąc, wspierasz antykomunistów. Wbrew zastrzeżeniom recenzentów, od polityki w swoich książkach kucharskich nie uciekli Gmyz i Semka. Ten pierwszy rzecz jasna z politykami gotuje, ale wystarczy zerknąć na filmowe relacje z jego spotkań z czytelnikami w różnych zakątkach Polski. Wiele z nich kuchni nie dotyczy wcale, bo czytelnicy bardziej spragnieni są odpowiedzi na pytania o Jarosława Kaczyńskiego, relacje rządu Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy, agentów WSI, historię I i II Rzeczpospolitej, politykę Angeli Merkel czy stosunki Polski i Węgier (na YouTube znajdziemy całą filmową relację z promocji „Co nam Gmyz zgotował?” w Krakowie). Ideologizuje też Semka, pisząc choćby o nieufności wobec kucharzy rozkochanych w stylu fusion: „To zazwyczaj demonstracja pychy kucharzy eksperymentatorów wmawiających sobie i innym, że wszystko można ze wszystkim »patchworkować«, tak jak w ideologii gender. Tak nie jest. Przepisy na potrawy kuchni regionalnych są wynikiem stuletnich doświadczeń i mądrego zrozumienia kompozycji rozmaitych składników”. Gdy natomiast opisuje losy twórców rumu Bacardi i ich perypetie z reżimem Fidela Castro (firma produkuje kubański rum w Puerto Rico), puentuje: „Dobrze wiedzieć, że kupując butelkę rumu z nietoperzem, wspieramy kubańskich antykomunistów”. Robert Makłowicz gotowania redaktorów Gmyza i Semki nie traktuje inaczej niż jako happeningu politycznego. – Szczególnie ten pierwszy ma swoje zasługi dla prawicowej kuchni – to przecież w jego programie minister Macierewicz, odziany w fartuch w łosie, na przemian pichcił i opowiadał o katastrofie smoleńskiej – mówi Makłowicz. Jeśli kulinarne przewodniki opracowują żony piłkarzy, celebryci telewizyjni czy nawet fani Brada Pitta (powstała książka zbierająca wszystkie dania i przekąski, jakie aktor pochłonął w swoich filmach), mogą to robić również prawicowi dziennikarze. – Poziom merytoryczny tych wydawnictw bywa różny. Może właśnie dzięki temu widzowie i czytelnicy mogą docenić fachowość ludzi, którzy naprawdę się na kuchni znają – uważa Makłowicz. Wszyscy, którzy od niepokornych publicystów spodziewali się czytelnej odpowiedzi na wychodzącą z każdej lodówki lewicową propagandową pretensjonalność, będą musieli zadowolić się drobiazgami. Z drugiej strony nie da się ukryć, że popyt na prawilne nawyki żywieniowe jest w Polsce wyższy niż kiedykolwiek, a ostatnio na sympozjum medycznym pobudzał go prof. Bogdan Chazan. Lekarz – cytowany przez „Głos Wielkopolski” – miał stwierdzić, że „osoby o poglądach lewicowych częściej mają problemy z zajściem w ciążę, a przyczyną zaburzeń płodności jest przesadna dbałość o szczupłą sylwetkę”. Prawilny żołądek z pewnością ma wyjątkowo wrażliwe połączenie nerwowe z mózgiem.
Kuchnię Pałacu Mała Wieś prowadzą wybitni Szefowie – Robert Ziemkiewicz, Szef Kuchni Pałacu Mała Wieś i Zbigniew Paluch, Szef Restauracji Stara Wozownia. Dlaczego warto wybrać restaurację Stara Wozownia? Szefowie Kuchni dbają o to, by dania z menu zachwycały koneserów niespotykanych połączeń produktów i zniewalały smakiem. „Co zostawimy w spadku naszym dzieciom? Dług publiczny a rozwój gospodarczy” to tytuł konferencji, która odbędzie się w sobotę 2 kwietnia 2011 roku w Restauracji Jazzownia Liberalna przy ulicy Jezuickiej 1/3 w Warszawie. Konferencja rozpocznie się o godzinie 11:00. Program konferencji: Godz. 10:45-11:00 Rejestracja uczestników Godz. 11:00 – Początek konferencji Godz. 11:15 – Dr Samuel Gregg Money, Deficits, Democracy, and the Devil: Our Economic Self-Deceptions Godz. 11:45 – Prof. Michał Wojciechowski Dług publiczny jako kradzież zuchwała Godz. 12:05 – Marek Łangalis Oddziaływanie szybkiego przyrostu długu dla Polaków Godz. 12:25-13:00 Dyskusja Godz. 13:00-13:30 Przepyszny lunch serwowany przez szefa kuchni Jazzownia Liberalna Godz. 13:30-14:30 Pokaz filmu „The Ultimate Resource” („Największe bogactwo”) w polskiej wersji językowej przygotowanej przez Fundację PAFERE. Godz. 14:30 Zakończenie konferencji UWAGA! Udział w konferencji jest płatny. Koszt uczestnictwa wynosi 40,00 zł płatny wyłącznie przelewem do 30 marca 2011 roku. Koszt lunchu wliczony jest w opłatę konferencyjną. Ilość miejsc ograniczona. Zgłoszenia proszę kierować na maila: pafere@ udziale w konferencji decyduje kolejność wpłat na konto. Wpłat prosimy dokonywać na następujący rachunek bankowy: Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego ul. Mickiewicza 16/12A, 01-517 Warszawa Volkswagen Bank Direct 33 2130 0004 2001 0409 4215 0001 Więcej szczegółów w załączonym pliku PDF Pobierz plik PDF…
866 views, 17 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from DoradcaSmaku: W dzisiejszym programie Doradca Smaku, szef kuchni Robert Sowa przygotował nie pieczonego indyka czy Perliczka z gruszkami i sosem z boczniaków | W dzisiejszym programie Doradca Smaku, szef kuchni Robert Sowa przygotował nie pieczonego indyka czy
Korwin jaki jest każdy widzi, ale i pan Rafał nie odbiega od pana Korwina dużo dalej. Lubie obydwu, ale i jeden i drugi wydaje mi się rościć monopol na prawdziwą prawicę. I to jest największy problem prawicy. Nie ma prawdziwej prawicy w Polsce poza UPRem. UPR to firma z tradycjami, która odmieniła życie intelektualne w tym kraju w stopniu, z którego sobie nawet UPRowcy do końca nie zdają sprawy. Polacy przez dziesięciolecia byli zatruwani przez PZPR z klerem do spółki marksizmem i nacjonalizmem. Naprawdę UPR wykonał tytaniczną pracę. Niepowodzenia wszystkich niby prawicowych partii dowodzą, jak jałowe intelektualnie są to środowiska. Jak niekomunikatywnym językiem operują. Tylko UPR przekazuje logiczne tłumaczenia rzeczywistości przez co atrakcyjne (żywe) intelektualnie. Ponad dwie minuty chwali UPR na wszystkie strony. Pozytywnie też odniósł się do Kongresu Nowej Prawicy. Jedynie pod sam koniec 2 sekundy o JKM: – „(…) łatwiej go lubić, niż na niego głosować”. I gdzie tu jakiś błazen widzi ośmieszanie? A może chodzi o te dwie babcie moherowe, które się uśmiechnęły? Bądźmy poważni. Ziemkiewicz sądzi, że „opinia publiczna” wywrze nacisk na Kaczyńskim, który wygra za 5 lat wybory wskutek totalnego kryzysu gospodarczego, który swoim kumoterstwem wywoła Platforma – no i ten nacisk załatwi reformy „oddolnie”. Oczywiście, Kaczyński miał wygrać w tym roku, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że raczej trzeba będzie poczekać jeszcze z 4 lata… a czy prezes nie umrze wtedy ze zgryzoty przez ruskich, to nie wiadomo. chociaż on obawia się bardziej „widowiskowej” śmierci, bo wynajął sobie 3-4 pretorianów. Tak, Panie Rafale, doprawdy robaczkami jesteśmy, ale to chyba nie powód, by ciągle wspierać tę glizdę Kaczyńskiego? To jeszcze niech Ziemkiewicz wskaże SENSOWNĄ alternatywę. Ja takowej nie widzę. Nie ma żadnych podstaw sądzić, że PiS naprawi gospodarkę. Nie byli w stanie w czasie swoich rządów przeprowadzić nawet skromnego pakietu Kluski. Zamiast tego woleli zajmować się gierkami z Samoobroną… To w koncu panowie PO czy PIS czy PSL? Tylko krytyka i nawolywania do pokazania alternatywy przez innych czyli typowa spychologia. Pokazcie wy sami te alternatywe. Byle nie UPR z tym komicznym agentem JKM. Mam juz zajady i wiecej nie potrzebuje! Gwoli ścisłości… Korwin nie jest już w UPR od pewnego czasu, w którym to chyba ze 3 partie zakładał, rozwiązywał, czy też były rozwiązywane z mocy obowiązującego prawa… Jakoś tak… Panie Marko, mi chodziło o to, że nie ma obecnie żadnej alternatywy w Polsce dla JKM. Czy go ktoś lubi, czy nie (lub jego wypowiedzi), to żadna partia nawet nie zbliża się w poglądach gospodarczych do Kongresu Nowej Prawicy. Można oczywiście głosować na innych i w razie wygranej znowu się rozczarować. Pytanie tylko, czy właśnie o to w tym wszystkim chodzi, żeby się rozczarować? Były też nawoływania swojego czasu, żeby stworzyć, w którejś z dużych partii silną frakcję konserwatywno-liberalną. Ja się pytam, w jaki sposób to zrobić w przypadku wodzowsko prowadzonych struktur i ordynacji proporcjonalnej do Sejmu, które mamy w Polsce? Wystarczy jedna wypowiedź nie pomyśli prezesa i już się wylatuje. Takie rzeczy to można robić w USA, gdzie np. Ron Paul sprawia olbrzymie problemy dominującym od jakiegoś czasu neokonserwatystom. A mimo to nikt nawet nie myśli, żeby go usunąć. Stworzyć frakcję, żeby później siedzieć i milczeć lub dostosowywać się do dominującej linii partyjnej? To ja podziękuję. Jak razwiedka zrozumie, że rządzić Polską warto na własny rachunek czyli odpowiedzialność, to wówczas zezwoli na powstanie partyji konserwaliberalnej. Tylko jak ją do tego przekonać, jakie zastosować argumenty? I czy podzieli się władzą z takim ugrupowaniem? Bez złudzeń. Nie ma takiej możliwości. Do VVV ale wiesz że prawdziwe UPR tj. Stanisława Żółtka! Teraz to się nazywa Kongres Nowej Prawicy na plakatach też możesz widzieć Nowa Prawica!!! Ta jest Oryginalna! Panie Pawle nie rozwiązywał i zawiązywał ot tak sobie! ale musiał sam byłem tego świadkiem! A jakby Pan się czuł w momencie gdy ktoś komu Pan zawierzył okazał się nieuczciwy? Proszę Pana, nie znam aż tak dobrze kulisów. Wiem tylko, że pp. Witczak i Grodzki raczej nie powinni już zajmować się polityką. Natomiast to co działo się po Witczaku to była jakaś próba wyprowadzenia UPR na prostą i chyba rzeczywiście p. JKM w tych planach mógł stanowić pewną przeszkodę, gdyż partia z nim jako z czołową postacią od lat leciała w dół. Owszem, on jako JKM mógł dostać nawet 2-3 procent, ale UPR jako partia – ledwo 1 proc. Dlatego chodziło chyba o odświeżenie wizerunku partii. To zaś co robił potem p. Żółtek a sekundował mu p. JKM to była dziecinada, wręcz „mała dywersja”. Ale pal licho, bo w papierach prezesem nadal jest p. Witczak, a zatem los UPR nadal jest bardzo niepewny. A jeśli teraz znów ma być toczony spór, który UPR jest prawdziwy, czy UPR Jozwiaka czy KNP, to znaczy, że wracamy do przedszkola. Niech KNP zajmie się promowaniem siebie, a UPR promowaniem siebie a nie toczeniem kłótni, kto jest bardziej prawicowy, albo kto jest ten „prawdziwy”. Kto wie, może kiedyś drogi znów się zejdą dla dobra Polski, a nie pp. Żółtka, JKM czy Józwiaka. Paradoksalnie KNP jest w lepszej sytuacji niż p. Jozwiak, gdyż w przypadku tego ostatniego wciąż nie ma sądowego potwierdzenia, że jest prawowitym prezesem. A co, jeśli sąd przed wyborami orzeknie ,że preziem nadal jest p. Witczak? Czy np. wszystkie wyborcze dokumenty które podpisze p. Józwiak staną się z automatu nieważne? dużo logiki w wypowiedzi Ziemkiewicza…jeśli Nowa Prawica otrzymuje 0,5%poparcia mniej niż PPP…to znaczy że Pan JKM…albo dał ciała w tych wyborach albo mu nie zależało…Po drugie nie ma takiej kasty jak Palikot że go telewizja sondażami przez kuchnie przepycha…wiadomo gdyby sondaży publikowanych nie było W Polsce nastała by demokracja-prawdopodobnie…po 3ecie Pan JKM nie może twierdzić że są jedyną Prawicą w Polsce…za dużo intelektu za mało rozwagi…albo się chce bitwę wygrać albo nie…przykro mi że Polskie Elity są spychane na margines…a dorobkiewicze,chorągiewki i potiomkinowcy w Polsce mają coraz więcej do powiedzenia…I tu mam żal do Pana JKM,Jurka,całego PJN…UPR,etc…trzeba wiedzieć z kim się trzymać a kogo krytykować…a tak wygrywają i trwają Ci co zwykle…jesli Waszym zdaniem jest mieć rację a nie być nawet konstrukcyjną opozycją gratuluję…40%społeczeństwa lekceważy wybory gdyż ma taki wybór…czyli kłótnie kto ma prostszy nos i szlacheckie bardziej brwi…
robert ziemkiewicz szef kuchni
. 152 465 9 27 29 95 286 339

robert ziemkiewicz szef kuchni